piątek, 7 października 2016

Z serii: jak spółdzielnia kpi mi w żywe rury

Moja kochana spółdzielnia mieszkaniowa robi sobie ze mnie kpiny. Cała historia jest tragikomedią, a oto hity z satelity:
1. Aby dodzwonić się do działu technicznego należy połączyć się z dwiema różnymi paniami pomiędzy i wysłuchać dźwięków midi ze wczesnych lat gier komputerowych (normalnie jestem sentymentalną bestią, ale nie jak w dźwiękach midi rozbrzmiewa mi Dla Elizy).
2. Kiedy dział techniczny nie odbiera telefonu, pani (jedna z tych pomiędzy) informuje, że być może rozdzielają właśnie dzienne zadania albo (i tu cytat) "po prostu są w toalecie", po czym się rozłącza.
3. Umówieni hydraulicy (co mieli stać na straży mego już raz zalanego mieszkania, plus trzech mieszkań pode mną) nie zjawiają się nie raz, nie dwa, ale trzy razy, więc doszło już do tej sztuki, że do niej to trzy!
4. Administracja nie odbiera telefonu (czego innego spodziewać się po piątku popołudniu...) i generalnie (ja bardzo przepraszam za następujące słownictwo) to ma wyjebane na biednego, małego płatnika podatków, czynszu, haraczu i daniny.
5. Gdyby ktoś potrzebował hydraulika to się polecam, wygląda na to, że w tej furii i tumiwisizmie rozwiązałam problem. Albo może problem rozwiązał się sam (chociaż byłby to pierwszy taki przypadek w historii).
6. Istnieje możliwość, że hydraulicy są niewidzialni i cichaczem wdarli się do mego domu, naprawili rury i opuścili lokum, ale nie dam sobie za to ręki uciąć.