piątek, 31 marca 2017

Z serii: dziki poranek

Bladym świtem stoję w kuchni i czekam aż woda w czajniku się zagotuje, coby spożyć nektar bogów, napój życia, płynną energię na zbliżający się dzień czyli kawę. Gdzieś z tyłu mózgu rozbrzmiewa mi kilka wersów piosenki 'Odciski', Świetlików (kto zna ten zna).
Po dokonanym rytuale preparowania kawy, zasiadam w oknie by zapalić porannego papieroska.
Spozieram obojętnie na kwadrat zieleni pod mym blokiem i widzę pewne zamieszanie, pani w białym fartuchu biega po placu z telefonem komórkowym. Mój bezbłędny mózg detektywistyczny ocenia, że pani coś nakręca tymże telefonem. Przyznaję, że przez chwilę ten sam mózg detektywistyczny podejrzewał, że pani w fartuchu ugania się za zbiegiem z wariatkowa albo, co gorsza, w końcu mnie znaleźli! Należy na tym etapie pamiętać, że mózg nie był jeszcze w pełni naładowany kofeiną.
W każdym razie staram się teraz zidentyfikować co tam wywołało zainteresowanie i wtedy zza pokaźnego drzewa iglastego (nie znam się na roślinach, ale no taka jebitna choinka) wyłania się stadko dzików, sztuk pięć.
Przez chwilę dziki i pani w fartuchu bawią się w berka, kiedy ta za nimi biega z tym telefonem, a one przed nią uciekają. Potem następuje zmiana i to pani ucieka z powrotem do cukierni (wspominam, że cukierni, żeby była jasność skąd ten fartuch biały).
Stwierdzam, że może będę raz w życiu społeczniakiem (znaczy się dobrym obywatelem miasta) i zadzwonię na jakieś służby. Ten sam mózg co dokonał trafnej dedukcji minutę wcześniej nie ma teraz pojęcia do kogo się dzwoni w takich sytuacjach. 112 wydaje się ekstremalne, no chyba, że dziki uzbrojone byłyby w karabiny maszynowe (których po oględzinach stwierdzam brak). Jedyna kontrola zwierząt jaką znajduję w internetach zajmuje się ratowaniem zwierząt z opresji bardziej zaawansowanej (jak nieludzkie, "niezwierzęce" warunki bytu.) Dziki natomiast wyglądają na zadowolone z siebie, więc odpada.
Ostatecznie decyduję się na straż miejską i tak oto przebiega ta rozmowa.
SM: Dzień dobry, Straż miejska.
J: Dzień dobry, w sumie nie wiem czy dobrze dzwonię, ale jest tu taka nietypowa sytuacja... W takim małym parczku na Jarogniewa...
SM (przerywając mi w pół zdania): Dziki?
J: Noo....
SM: A to już wieeeemy, jednostka jest w drodze. Za chwilę powinni być.
J: Aha, no to ten... dziękuję.

Postanawiam zapalić drugiego papierosa w ramach akcji jaka ma się za chwilę rozwinąć. Po pierwsze chciałam zobaczyć jak strażnik miejski pakuje pięć sztuk dzika do strażowozu (jak się nazywają radiowozy straży miejskiej?). Zakładając, że przyjedzie ich dwóch, to dwa dziki musiałby jechać w bagażniku, a przynajmniej jeden miałby problem z zapięciem pasów...
Po drugie absolutnie poważnie obawiam się, że straż miejska postanowi te dziki po prostu odstrzelić i teraz jak tak o tym myślę, to w sumie nie wiem jaki był mój plan przeciwdziałający temu. Krzyczenie z okna? Wykonanie telefonu na 112? (przynajmniej teraz chodziłoby o broń palną).
W każdym razie siedzę i palę i oglądam jak dziki sobie biegają po tym parczku, coraz bardziej orbitując w kierunku jezdni. Aż w końcu przechodzą na drugą stronę ulicy i nikną mi z pola widzenia. Odchodzą zapewne tam skąd przyszły, a żadna straż miejska pod mym oknem się nie zjawia (przynajmniej nie w czasie konsumpcji papierosa).




czwartek, 30 marca 2017

Interwencja policji vs tramwaje czyli godzinnik tragikomiczny.

16:00 - zmęczony osobnik płci żeńskiej kończy zmianę w miejscu zatrudnienia
16:10 - ten sam osobnik przemieszcza się w kierunku przystanku tramwajowego linii 12
16:20 - osobnik dobija do przystanku po dokonanej rundce dookoła genialnie skomunikowanego skrzyżowania
16:30 - osobnik zauważa podejrzliwe poczynania przystankowiczów
16:35 - osobnik zauważa przewijający się napis na tablicy wyświetlającej czasy odjazdów
16:36 - osobnik podchodzi pod samą tablicę, żeby móc odczytać napis (przypomina sobie o konieczności zakupu okularów)
16:37 - osobnik odczekuje aż napis przewinie się od nic nie mówiącej połowy do początku, czyta napis: "Z powodu interwencji policji tramwaje linii 12, 11 i 4 kursują teraz przez nic niemówiące nikomu nazwy ulic, a także zahaczają o Biedronkę w Stargardzie, lotnisko w Berlinie, Pekin i Jamajkę. Ale łaskawe i wszechmocne organy sprawcze komunikacji miejskiej podstawiły autobusy zastępcze".
16:40 - autobusu zastępczego brak
16:45 - autobusu zastępczego nadal brak
16:47 - osobnik doznaje podekscytowania na widok wyłaniającego się zza zakrętu autobusu zastępczego
16:48 - autobus zastępczy okazuje się być ciężarówką, w dodatku nijak niepodobną do autobusu (osobnik deklaruje wewnętrznie zakup okularów)
16:55 - autobusu zastępczego nadal brak
16:56 - osobnik wpada na pomysł obrania innej drogi do domu i rusza na inny przystanek (autobusowy)
16:56 - osobnik przekracza w ostatniej chwili pasy i jest teraz utknięty (tak, utknięty!) po środku między jednym przystankiem a drugim, oczekuje na zmianę świateł
16:56 - autobus z normalnego przystanku odjeżdża
16:56 - autobus zastępczy odjeżdża
16:57 - zapala się zielone światło
16:58 - osobnik widzi kolejny autobus i biegnie
16:58 - osobnik cudem dobiega do autobusu, praktycznie wskakując na schody niczym bohater kina akcji, a następnie czeka całe 4 minuty na jego odjazd
17:10 - osobnik potrząsany na prawo i lewo niczym kartofel w sokowirówce dociera do pierwszego miejsca przesiadki
17:11 - tym razem szczęście jest po stronie osobnika i łapie autobus od razu, w dodatku z miejscem siedzącym
17:12 - osobnik bardzo żałuje decyzji o zajęciu miejsca siedzącego, bo obecnie znajduje się pod naporem babci z siatami (łokieć babci wbija się pod żebro, natomiast siaty przysłaniają widok na świat)
17:15 - osobnik rozważa mord na babci
17:16 - osobnik marzy o bezludnej wyspie z dostępem do wifi
17:20 - katusze osobnika się kończą kiedy babcia z siatami wysiada
17:20 - na miejscu babci z siatami pojawia się dziad mocznik (nie będę zagłębiać się w szczegóły)
17:21 - osobnik chce umrzeć
17:25 - osobnik musi przedrzeć się do wyjścia koło dziada mocznika
17:25 - osobnik bierze oddech pierwszy raz od 5 minut
17:30 - osobnik wsiada w kolejny, trzeci już autobus
17:30 - osobnik stoi, rozważając ulotność i przemijanie czasu, sens życia, rozkłady jazdy, jak w ogóle działają komórki (również te szare) i dlaczego jak się ma długie włosy, to zawsze ale to zawsze ktoś za nie w końcu w tych pojazdach komunikacji miejskiej pociągnie (nawet jak związane)
17:31 - osobnik zostaje wyrwany z rozważań przez oschłe 'bilety do kontroli'
17:32 - osobnik pokazuje szanownemu kontrolerowi telefon z zakupionym biletem
17:32 - kontroler sprawdza godzinę tak zamaszystym i ostentacyjny gestem, że osobnik podejrzewa go o przynależenie do osiedlowego kółka teatralnego bądź zamiłowanie do gry w szarady
17:32 - osobnik ma na bilecie jeszcze 3 minuty, więc uśmiecha się tylko do pana kontrolera
17:33 - osobnik jest pod czujnym okiem kontrolera
17:34 - kontroler nie spuszczając wzroku z osobnika sięga po blankiet mandatowy
17:35 - kontroler przeciska się między ludźmi do osobnika, ale w tym oto momencie autobus zatrzymuje się na przystanku
17:35 - osobnik wysiada i tylko dzięki bardzo silnej woli nie macha panu kontrolerowi na pożegnanie

18:24 - osobnik spożył przypalony obiad, ponieważ zagapił się pisząc ten oto post