czwartek, 14 lipca 2016

Z serii: wspomnienia pewnego rykowiska, czyli jak mój ojciec został jeleniem

Dawno dawno temu (a w zasadzie to max. 4 lata wstecz), postanowiłam wybrać się na wyprawę w góry karkonoskie. Mój szanowny ojciec również w te góry się wybierał w podobnym terminie, więc ruszyliśmy w podróż razem.
Przejechaliśmy pół Polski (oraz objechaliśmy wzdłuż i wszerz pewną czeską miejscowość w poszukiwaniu czynnego kantoru o nieludzkiej godzinie, gdyż pan na wjeździe w góry zażyczył sobie kompletnie nieprzewidzianą kwotę pieniężną w koronach, ale to zupełnie inna historia).
 Pewnego wieczoru, po odbytych wyprawach, wylądowaliśmy w schronisku Odrodzenie. Zimno było (w końcu tradycja ma rodzinna, że jak któreś z nas wybiera się w góry to zaraz na te góry sprowadzane są wszelkiej maści mgły, deszcze, przelotne tornada, plagi egipskie i inne hocki klocki), więc i winem grzanym się raczyliśmy. A kiedy przyszło do rozejścia się do pokojów, postanowiłam wyskoczyć na ostatniego tej nocy papieroska (na dobre spanie) przed schronisko.
Ojciec mój mi towarzyszył w wyjściu w te mroki przed-schroniskowe. Cisza i spokój, papieros ćmi się małą iskierką w ciemnościach i nagle z tej ciemności dochodzą nas nawoływania godowe jeleni.
Marudzą i zawodzą i zdaje się, że samice wybitnie owymi zalotami nie są zainteresowane. Ojciec mój postanowił zatem na nawoływania odpowiedzieć. Złożył dłonie przy twarzy i doskonale naśladując język jeleni, zaczął do nich przemawiać.
I tak to się toczyło, to jeleń krzyknął, to ojciec, to znów jeleń. Echo zawodzeń odbijało się od murów schroniska.
Kątem oka w tej harmonii dostrzegam, że w pokoiku tuż przy wyjściu zapaliło się światło. Minutę później ze schroniska wypada jegomość, w jednej ręce dzierży latarkę, w drugiej siekierę, włos zmierzwiony powiewa na wietrze, minę ma zaciętą i rozbiegany wzrok.
Spozieramy na niego, on na nas, wszyscy w lekkim szoku.
- Kurwa! Jak blisko podeszły! - padają słowa z ust jegomościa i zaraz gna z siekierą w las, na te jelenie, nie zdając sobie sprawy, że jeleń prowodyr stoi obok mnie i udaje niewiniątko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz